"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu.
Czas i tak upłynie."
To hasło towarzyszyło mi od momentu podjęcia decyzji o odchudzaniu i siedzi w mojej głowie do teraz. Wypisałam je sobie na pierwszej stronie kalendarza i patrzę na nie codziennie. Bo najtrudniej jest zacząć, później to już jakoś samo leci :) Podejść do odchudzania miałam w swoim życiu na prawdę bardzo wiele. Zdecydowana większość z nich kończyła się maksymalnie po tygodniu ;) Raz udało mi się wytrwać 4 miesiące i schudnąć przy tym 10 kg. Możecie o tym poczytać Tutaj - klik. Było to takie postanowienie noworoczne w 2014 ;) Udało mi się je zrealizować. Sama dieta, bez ćwiczeń. Przez rok nawet trzymałam tą wagę i nie przybyło mi totalnie nic :) Jednak rok 2015 był dla mnie jakimś takim okresem, że totalnie przestałam patrzeć na to, co jem. Jadłam dużo śmieciowego jedzenia, późno jadłam kolację, potrafiłam jeść na prawdę niezdrowe rzeczy przed samym snem, piłam dużo coli. No i niestety. Kilogramy powróciły. Przytyłam 8 kilo :/ Po fakcie żałuje własnej głupoty, że w porę się nie opamiętałam. Nie musiałabym teraz aż tyle znów zrzucać. Ale człowiek na ogół najpierw robi, później myśli.
Nigdy nie byłam szczupła. Chyba tym zawsze tłumaczyłam sobie lenistwo. Bo takie geny, bo zawsze miałam tendencje do tycia, bo ... zawsze coś się wymyśliło. I chyba już przyzwyczaiłam się do swojego nieidealnego ciała. Jednak we wszystkim jest granica. Moją granicą jest przekroczenie 70 kg. Przy moim wzroście jest to zdecydowanie dużo za dużo. Póki jeszcze widziałam szóstkę z przodu, jakoś sobie wmawiałam, że jeszcze nie jest tak źle. No ale jak już przestałam się mieścić w praktycznie wszystkie spodnie, dotarło do mnie wreszcie, że jak teraz czegoś z sobą nie zrobię, to później będzie już tylko gorzej.
I postanowiłam :) Jakoś po Nowym Roku podjęłam decyzję, że chce schudnąć. Myślę, że tym razem się nie poddałam, bo jestem na prawdę mocno zdeterminowana :)
Przeszłam na dietę i zaczęłam ćwiczyć. Początkowo miała to być Chodakowska, ale uznałam, że nie zawsze mogę mieć czas na 40 minut ćwiczeń. Siostra namówiła mnie na 30 dniowe wyzwanie z Mel B. To tylko 20 minut ćwiczeń każdego dnia :) Postanowiłam spróbować :) Wczoraj minął dokładnie 30 dzień odkąd rozpoczęłam wyzwanie :) Czy widać efekty? :) O taak! :)
Dieta:
Nic szczególnego. Bez pomocy dietetyka, jedynie własny zdrowy rozsądek. W sumie nawet nie nazwałabym tego dietą. Raczej radykalną zmianą złych nawyków żywieniowych :) Jem 5 posiłków dziennie, co ok. trzy godziny. Całkowicie zrezygnowałam z białego pieczywa. Jem od czasu do czasu chleb razowy, ale raczej rzadko. Zrezygnowałam też z ziemniaków, na rzecz na przykład gotowanych warzyw (kalafior, brokuły, szparagi). Makaron i ryż zastąpiłam ich ciemnymi odpowiednikami, ale je też jadam rzadko i w małych ilościach. Z mięs wybieram na ogół kurczaka, choć zdarzało mi się jeść i wieprzowinę. Dość często w moim menu pojawia się też rybka. Co mogę to raczej gotuję, piekę czy duszę. Staram się do minimum ograniczyć smażenie, choć ciężko z tym, bo uwielbiam wszystko, co smażone :) Pije duużo wody - minimum 1,5 l dziennie. Oczywiście niegazowanej. Do tego kilka dziennie herbat - zieloną i czerwoną. Oczywiście bez cukru. Z kawy nie zrezygnowałam :D Piję słodką i z mlekiem - nie można sobie odbierać wszystkich przyjemności :) Jem też dużo produktów zbożowych, dużo warzyw i owoców :) Brzmi to wszystko drastycznie? :) Może troszkę :) Ale szybko można się przyzwyczaić :) Pytanie więc co jem :D
Przykładowe dzienne jedzenie :)
Śniadanie - Mix płatków owsianych, otrębów jaglanych, musli błonnikowego + np. suszona żurawina albo żywe owoce + jogurt naturalny ( to na prawdę smaczne, a do tego zdrowe i sycące) a jak nie miałam ochoty na płatki, to np. kanapka z razowym chlebem, chudą wędliną i jakimś warzywkiem
II śniadanie - Zwykle jakiś owoc (np. 2 sztuki kiwi, grejpfrut, albo ukochane ostatnio przeze mnie pomelo, oczywiście nie całe :) )
Obiad - Połówka pojedynczej piersi z kurczaka (gotowana, pieczona, grillowana, smażona, duszona - jak mnie tam najdzie ochota ;D) + warzywa z wody, albo z patelni, albo suróweczka jakaś :). Albo jakaś rybka, albo schabowy, oczywiście i jedno i drugie bez panierki ;D
Podwieczorek - Jak nie byłam bardzo głodna to np. sam jogurt naturalny, a jak mocniej głodniałam to na przykład jakaś sałatka :)
Kolacja - Omlet z warzywami, albo jajka na miękko, albo mix płatków z jogurtem naturalnym, albo to co na obiad, tylko połowę mniej ;)
Początkowo ciągle chodziłam głodna. Trudno było mi się przestawić na takie lekkie jedzenie. Jednak po jakimś tygodniu organizm się przyzwyczaił i głodna już absolutnie nie chodzę. I czuje się zdecydowanie lepiej niż przed zmianą tych złych nawyków. Oczywiście zdarzały mi się dni, że się wyłamałam, a to zjadłam zapiekanki na kolację, a to piwko wypiłam, a ostatnio nawet na pizzy byłam ;) Nawet czekoladę i chipsy jadłam - oczywiście w rozsądnych ilościach. Najważniejsze jednak, żeby później znów konsekwentnie wrócić do zdrowego jedzenia, bez wyrzutów sumienia i bez głodówki dnia następnego za nadprogramowe kalorię. U mnie to zdecydowanie działa :)
Ale pora przejść do ćwiczeń, bo już mi się tasiemiec z tego posta zrobił :)
Ćwiczenia:
Zdecydowałam się na 30 dniowe wyzwanie z Mel B. Wygląda ono tak :)
Większość tych ćwiczeń trwa po 10 min. (oprócz cardio - 15 min. i całego ciała - 20 min.), więc wychodzi po 20 minutek dziennie. To niby niewiele, ale efekty widać :) Wszystkie te ćwiczenia można znaleźć na youtube. Pierwszy tydzień był ciężki, miałam zakwasy na całym ciele, a sporej ilości ćwiczeń nie mogłam wykonać do końca (niektórych nadal nie mogę ;) ). Jednak postanowiłam się nie zrażać i każdego dnia ćwiczyłam :) Teraz muszę przyznać, że się przyzwyczaiłam i niektóre z tych treningów (np. pośladki, nogi czy abs) naprawdę polubiłam i robię je z wielką przyjemnością :) No ale przejdźmy do tego, co zapewne większość interesuje najbardziej...
Efekty:
Byłam gruba i w sumie jestem nadal, ale już nieco mniej ;D Na wadzę przez ten miesiąc spadło całe 4 kilo :) Z 73 na 69 :) To zawsze coś :) Jednak bardziej niż spadek wagi, cieszą mnie ubywające centymetry, bo widać to już też zdecydowanie gołym okiem. Co by nie było, żem gołosłowna, zamieszczam Wam wymiary z pierwszego i z ostatniego dnia wyzwania :)
1 dzień:
Brzuch: 107 cm
Talia: 88 cm
Pośladki: 108 cm
Udo: 67 cm
Łydka: 36 cm
Biust: 107 cm
Ramię: 31 cm
30 dzień:
Brzuch: 95 cm ( - 12 cm)
Talia: 79 cm ( - 9 cm)
Pośladki: 103 cm ( - 5 cm)
Udo: 62 cm ( - 5 cm)
Łydka: 35 cm ( - 1 cm)
Biust: 102 cm ( - 5 cm)
Ramię: 29 cm ( - 2 cm)
Aż trudno uwierzyć, prawda? :) Ale ja wierzę, za każdym razem gdy spoglądam w lustro :) Oczywiście wiadomo, że u szczupłych dziewczyn efekt nie będzie aż taki, no ale przy moich gabarytach to na prawdę mnie ubywa, musicie uwierzyć na słowo :D
Chciałam Wam wrzucić zdjęcia z porównaniem, ale postanowiłam jeszcze tego nie robić :) Wrzucę je jak osiągnę wreszcie to co chce, bo moja przygoda z odchudzaniem się oczywiście nie kończy.
Już po raz drugi podjęłam się tego wyzwania. Dziś zaczęłam je ponownie, z tym że postanowiłam dodawać codziennie jeszcze jedno ćwiczenie - brzuch albo pośladki, czyli to co mam nadal największe ;D Zaczęłam też znów biegać. Szczerze polubiłam bieganie i męczę się w ten sposób z ogromną przyjemnością :) Choć początki były na prawdę bardzo trudne (po pierwszym kilometrze myślałam, że umieram ;D). Jeśli będziecie chcieli, to opiszę Wam moją przygodę z bieganiem, jak zaczynałam i jak to się stało, że to polubiłam :)
Moja rada jak wytrzymać pierwszy miesiąc?
Przede wszystkim nie dać się zwariować. Ogólnie przerzuciłam się na zdrowy tryb życia, ale jak miałam ochotę na smażone pierogi ruskie, którym nigdy nie jestem w stanie się oprzeć, to je sobie usmażyłam. Na kolację! :D Bo to nie tak, że skoro 'jestem na diecie' to mam nie jeść i koniec. Oczywiście, że nie. Bo takim sposobem bardzo szybko bym sobie odpuściła. Oczywiście jeśli tylko jest to możliwe jem to, co zdrowe. Ale jeśli raz na kilka dni zjem coś niezdrowego, to świat się nie zawali. Ważne żeby zachować zdrowy rozsądek. Nie warto też wmuszać w siebie czegoś, czego nie lubisz, bo bardzo szybko się zrazisz. Nie lubisz jogurtu naturalnego? Nie wmuszaj go w siebie na siłę. Spróbuj zmiksować go z owocami, albo dodać odrobinę miodu. Od razu będzie smakował inaczej. Nie ma sensu jeść czegoś, co nam nie smakuje. Trzeba szukać alternatywy, próbować różnych kombinacji i różnych smaków. Nic na siłę.
To samo jest z ćwiczeniami. Mi akurat Mel B bardzo podpasowała. Jeśli jednak nie podobają Ci się te ćwiczenia, to szukaj innych. Jeśli nie lubisz biegać, nie zmuszaj się do tego. Niby jest szansa, że z czasem to polubisz, tak jak ja, ale prędzej się zniechęcisz i przestaniesz po kilku próbach. Mi polubienie biegania zajęło dobrych kilka miesięcy :) Jeśli więc wolisz rower, to śmiało wsiadaj i jedź! A może rolki? Jak najbardziej! Bo najważniejsze, żeby się ruszać w ogóle. Wreszcie to do mnie dotarło :) Lepiej późno niż wcale :)
Nie słuchaj też głosów tych, którzy w Ciebie nie wierzą. Robisz to dla siebie, nie dla kogoś. Nie musisz nikomu nic udowadniać. Jeśli się uda - to super, jeśli nie - przynajmniej masz świadomość, że próbowałaś i możesz na przyszłość wyciągnąć wnioski. Będzie prościej za drugim podejściem. Ja dopiero właśnie w tym drugim podejściu zaczęłam to wszystko robić 'z głową', nauczona doświadczeniami z pierwszego razu. Wtedy się głodziłam, jadłam nie zdrowo, a po prostu mało. Dlatego szybko się zniechęciłam. Chciałam schudnąć szybko, nie zdając sobie do końca sprawy, że szybko to się nie da ;) Teraz mądrzejsza o tamte doświadczenia próbuje po raz kolejny i jestem na prawdę dobrze zmotywowana. Wierze, że uda mi się osiągnąć cel. Do wakacji już tak nie daleko :) Przestałam sobie wmawiać, że jestem gruba bo zawsze byłam. Byłam, bo nie chciało mi się ruszyć dupy :) Teraz mi się chcę i robię to z coraz większą przyjemnością :)
Do pewnych rzeczy chyba po prostu trzeba dorosnąć :) - zarówno wiekowo jak i gabarytowo :D Ja już zdecydowanie urosłam zbyt dużo ;D
Czy było warto? :) Oczywiście! :) To całkiem małe poświęcenie za tak dobre efekty. Nie żałuje ani jednego wyrzeczenia i ani jednej minuty poświęconej na ćwiczenia. Gdybym miesiąc temu nie podjęła właściwej decyzji, nadal siedziałabym na dupie i użalała się nad sobą :)
Gratulacje dla tych, którym udało się dotrwać do końca tego tekstu ;D
Mam nadzieję, że udało mi się Was natchnąć i zmotywować :)
Jeśli dzięki mojemu tekstowi choć jedna osoba postanowi zacząć walkę o lepszą wersję siebie, będzie mi niezwykle miło :)
Trzymam kciuki za Was, a Wy trzymajcie kciuki za mnie :)
Jeśli tylko będziecie chcieli, za miesiąc napiszę kolejną relację jak idą postępy :)
A jeśli ktoś ma jakieś pytania, śmiało piszcie w wiadomości na FanPage na Facebooku. Chętnie podzielę się doświadczeniami :)
Lato nadchodzi wielkimi krokami :) Kiedy więc jak nie teraz?! :)
Nigdy nie byłam szczupła. Chyba tym zawsze tłumaczyłam sobie lenistwo. Bo takie geny, bo zawsze miałam tendencje do tycia, bo ... zawsze coś się wymyśliło. I chyba już przyzwyczaiłam się do swojego nieidealnego ciała. Jednak we wszystkim jest granica. Moją granicą jest przekroczenie 70 kg. Przy moim wzroście jest to zdecydowanie dużo za dużo. Póki jeszcze widziałam szóstkę z przodu, jakoś sobie wmawiałam, że jeszcze nie jest tak źle. No ale jak już przestałam się mieścić w praktycznie wszystkie spodnie, dotarło do mnie wreszcie, że jak teraz czegoś z sobą nie zrobię, to później będzie już tylko gorzej.
I postanowiłam :) Jakoś po Nowym Roku podjęłam decyzję, że chce schudnąć. Myślę, że tym razem się nie poddałam, bo jestem na prawdę mocno zdeterminowana :)
Przeszłam na dietę i zaczęłam ćwiczyć. Początkowo miała to być Chodakowska, ale uznałam, że nie zawsze mogę mieć czas na 40 minut ćwiczeń. Siostra namówiła mnie na 30 dniowe wyzwanie z Mel B. To tylko 20 minut ćwiczeń każdego dnia :) Postanowiłam spróbować :) Wczoraj minął dokładnie 30 dzień odkąd rozpoczęłam wyzwanie :) Czy widać efekty? :) O taak! :)
Dieta:
Nic szczególnego. Bez pomocy dietetyka, jedynie własny zdrowy rozsądek. W sumie nawet nie nazwałabym tego dietą. Raczej radykalną zmianą złych nawyków żywieniowych :) Jem 5 posiłków dziennie, co ok. trzy godziny. Całkowicie zrezygnowałam z białego pieczywa. Jem od czasu do czasu chleb razowy, ale raczej rzadko. Zrezygnowałam też z ziemniaków, na rzecz na przykład gotowanych warzyw (kalafior, brokuły, szparagi). Makaron i ryż zastąpiłam ich ciemnymi odpowiednikami, ale je też jadam rzadko i w małych ilościach. Z mięs wybieram na ogół kurczaka, choć zdarzało mi się jeść i wieprzowinę. Dość często w moim menu pojawia się też rybka. Co mogę to raczej gotuję, piekę czy duszę. Staram się do minimum ograniczyć smażenie, choć ciężko z tym, bo uwielbiam wszystko, co smażone :) Pije duużo wody - minimum 1,5 l dziennie. Oczywiście niegazowanej. Do tego kilka dziennie herbat - zieloną i czerwoną. Oczywiście bez cukru. Z kawy nie zrezygnowałam :D Piję słodką i z mlekiem - nie można sobie odbierać wszystkich przyjemności :) Jem też dużo produktów zbożowych, dużo warzyw i owoców :) Brzmi to wszystko drastycznie? :) Może troszkę :) Ale szybko można się przyzwyczaić :) Pytanie więc co jem :D
Przykładowe dzienne jedzenie :)
Śniadanie - Mix płatków owsianych, otrębów jaglanych, musli błonnikowego + np. suszona żurawina albo żywe owoce + jogurt naturalny ( to na prawdę smaczne, a do tego zdrowe i sycące) a jak nie miałam ochoty na płatki, to np. kanapka z razowym chlebem, chudą wędliną i jakimś warzywkiem
II śniadanie - Zwykle jakiś owoc (np. 2 sztuki kiwi, grejpfrut, albo ukochane ostatnio przeze mnie pomelo, oczywiście nie całe :) )
Obiad - Połówka pojedynczej piersi z kurczaka (gotowana, pieczona, grillowana, smażona, duszona - jak mnie tam najdzie ochota ;D) + warzywa z wody, albo z patelni, albo suróweczka jakaś :). Albo jakaś rybka, albo schabowy, oczywiście i jedno i drugie bez panierki ;D
Podwieczorek - Jak nie byłam bardzo głodna to np. sam jogurt naturalny, a jak mocniej głodniałam to na przykład jakaś sałatka :)
Kolacja - Omlet z warzywami, albo jajka na miękko, albo mix płatków z jogurtem naturalnym, albo to co na obiad, tylko połowę mniej ;)
Początkowo ciągle chodziłam głodna. Trudno było mi się przestawić na takie lekkie jedzenie. Jednak po jakimś tygodniu organizm się przyzwyczaił i głodna już absolutnie nie chodzę. I czuje się zdecydowanie lepiej niż przed zmianą tych złych nawyków. Oczywiście zdarzały mi się dni, że się wyłamałam, a to zjadłam zapiekanki na kolację, a to piwko wypiłam, a ostatnio nawet na pizzy byłam ;) Nawet czekoladę i chipsy jadłam - oczywiście w rozsądnych ilościach. Najważniejsze jednak, żeby później znów konsekwentnie wrócić do zdrowego jedzenia, bez wyrzutów sumienia i bez głodówki dnia następnego za nadprogramowe kalorię. U mnie to zdecydowanie działa :)
Ale pora przejść do ćwiczeń, bo już mi się tasiemiec z tego posta zrobił :)
Ćwiczenia:
Zdecydowałam się na 30 dniowe wyzwanie z Mel B. Wygląda ono tak :)
Źródło: http://zszywka.pl/p/30-dniowe-wyzwanie-z-mel-b-6220265.html |
Efekty:
Byłam gruba i w sumie jestem nadal, ale już nieco mniej ;D Na wadzę przez ten miesiąc spadło całe 4 kilo :) Z 73 na 69 :) To zawsze coś :) Jednak bardziej niż spadek wagi, cieszą mnie ubywające centymetry, bo widać to już też zdecydowanie gołym okiem. Co by nie było, żem gołosłowna, zamieszczam Wam wymiary z pierwszego i z ostatniego dnia wyzwania :)
1 dzień:
Brzuch: 107 cm
Talia: 88 cm
Pośladki: 108 cm
Udo: 67 cm
Łydka: 36 cm
Biust: 107 cm
Ramię: 31 cm
30 dzień:
Brzuch: 95 cm ( - 12 cm)
Talia: 79 cm ( - 9 cm)
Pośladki: 103 cm ( - 5 cm)
Udo: 62 cm ( - 5 cm)
Łydka: 35 cm ( - 1 cm)
Biust: 102 cm ( - 5 cm)
Ramię: 29 cm ( - 2 cm)
Aż trudno uwierzyć, prawda? :) Ale ja wierzę, za każdym razem gdy spoglądam w lustro :) Oczywiście wiadomo, że u szczupłych dziewczyn efekt nie będzie aż taki, no ale przy moich gabarytach to na prawdę mnie ubywa, musicie uwierzyć na słowo :D
Chciałam Wam wrzucić zdjęcia z porównaniem, ale postanowiłam jeszcze tego nie robić :) Wrzucę je jak osiągnę wreszcie to co chce, bo moja przygoda z odchudzaniem się oczywiście nie kończy.
Już po raz drugi podjęłam się tego wyzwania. Dziś zaczęłam je ponownie, z tym że postanowiłam dodawać codziennie jeszcze jedno ćwiczenie - brzuch albo pośladki, czyli to co mam nadal największe ;D Zaczęłam też znów biegać. Szczerze polubiłam bieganie i męczę się w ten sposób z ogromną przyjemnością :) Choć początki były na prawdę bardzo trudne (po pierwszym kilometrze myślałam, że umieram ;D). Jeśli będziecie chcieli, to opiszę Wam moją przygodę z bieganiem, jak zaczynałam i jak to się stało, że to polubiłam :)
Moja rada jak wytrzymać pierwszy miesiąc?
Przede wszystkim nie dać się zwariować. Ogólnie przerzuciłam się na zdrowy tryb życia, ale jak miałam ochotę na smażone pierogi ruskie, którym nigdy nie jestem w stanie się oprzeć, to je sobie usmażyłam. Na kolację! :D Bo to nie tak, że skoro 'jestem na diecie' to mam nie jeść i koniec. Oczywiście, że nie. Bo takim sposobem bardzo szybko bym sobie odpuściła. Oczywiście jeśli tylko jest to możliwe jem to, co zdrowe. Ale jeśli raz na kilka dni zjem coś niezdrowego, to świat się nie zawali. Ważne żeby zachować zdrowy rozsądek. Nie warto też wmuszać w siebie czegoś, czego nie lubisz, bo bardzo szybko się zrazisz. Nie lubisz jogurtu naturalnego? Nie wmuszaj go w siebie na siłę. Spróbuj zmiksować go z owocami, albo dodać odrobinę miodu. Od razu będzie smakował inaczej. Nie ma sensu jeść czegoś, co nam nie smakuje. Trzeba szukać alternatywy, próbować różnych kombinacji i różnych smaków. Nic na siłę.
To samo jest z ćwiczeniami. Mi akurat Mel B bardzo podpasowała. Jeśli jednak nie podobają Ci się te ćwiczenia, to szukaj innych. Jeśli nie lubisz biegać, nie zmuszaj się do tego. Niby jest szansa, że z czasem to polubisz, tak jak ja, ale prędzej się zniechęcisz i przestaniesz po kilku próbach. Mi polubienie biegania zajęło dobrych kilka miesięcy :) Jeśli więc wolisz rower, to śmiało wsiadaj i jedź! A może rolki? Jak najbardziej! Bo najważniejsze, żeby się ruszać w ogóle. Wreszcie to do mnie dotarło :) Lepiej późno niż wcale :)
Nie słuchaj też głosów tych, którzy w Ciebie nie wierzą. Robisz to dla siebie, nie dla kogoś. Nie musisz nikomu nic udowadniać. Jeśli się uda - to super, jeśli nie - przynajmniej masz świadomość, że próbowałaś i możesz na przyszłość wyciągnąć wnioski. Będzie prościej za drugim podejściem. Ja dopiero właśnie w tym drugim podejściu zaczęłam to wszystko robić 'z głową', nauczona doświadczeniami z pierwszego razu. Wtedy się głodziłam, jadłam nie zdrowo, a po prostu mało. Dlatego szybko się zniechęciłam. Chciałam schudnąć szybko, nie zdając sobie do końca sprawy, że szybko to się nie da ;) Teraz mądrzejsza o tamte doświadczenia próbuje po raz kolejny i jestem na prawdę dobrze zmotywowana. Wierze, że uda mi się osiągnąć cel. Do wakacji już tak nie daleko :) Przestałam sobie wmawiać, że jestem gruba bo zawsze byłam. Byłam, bo nie chciało mi się ruszyć dupy :) Teraz mi się chcę i robię to z coraz większą przyjemnością :)
Do pewnych rzeczy chyba po prostu trzeba dorosnąć :) - zarówno wiekowo jak i gabarytowo :D Ja już zdecydowanie urosłam zbyt dużo ;D
Czy było warto? :) Oczywiście! :) To całkiem małe poświęcenie za tak dobre efekty. Nie żałuje ani jednego wyrzeczenia i ani jednej minuty poświęconej na ćwiczenia. Gdybym miesiąc temu nie podjęła właściwej decyzji, nadal siedziałabym na dupie i użalała się nad sobą :)
Gratulacje dla tych, którym udało się dotrwać do końca tego tekstu ;D
Mam nadzieję, że udało mi się Was natchnąć i zmotywować :)
Jeśli dzięki mojemu tekstowi choć jedna osoba postanowi zacząć walkę o lepszą wersję siebie, będzie mi niezwykle miło :)
Trzymam kciuki za Was, a Wy trzymajcie kciuki za mnie :)
Jeśli tylko będziecie chcieli, za miesiąc napiszę kolejną relację jak idą postępy :)
A jeśli ktoś ma jakieś pytania, śmiało piszcie w wiadomości na FanPage na Facebooku. Chętnie podzielę się doświadczeniami :)
Lato nadchodzi wielkimi krokami :) Kiedy więc jak nie teraz?! :)
Gratuluję takiego efektu i dalej trzymam kciuki! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJa to sie muszę wreszcie za siebie zabrać
OdpowiedzUsuńJa się wreszcie zabrałam i na prawdę uważam, że było warto :) Walczę więc dalej i trzymam kciuki za Ciebie :)
UsuńNic mnie tak nie motywuje do ćwiczeń jak ujemne centymetry u 'prawdziwych' osób :)
OdpowiedzUsuńMnie najbardziej motywują ujemne centymetry u mnie samej :D
UsuńGratuluje tak świetnych wyników :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Walczę dalej :)
Usuńwooow! ekstra wynik i ile cm poszło w dół! wow! jak będziesz w Lublinie to bardzo chętnie gdzieś wyskoczę :)
OdpowiedzUsuńJa się nie poddaje i będę walczyć dalej, bo warto się trochę pomeczyc :) trzymam kciuki za Ciebie i mam nadzieje, ze uda Ci się osiągnąć cel :) a na kawkę wyskoczyć jak najbardziej przy okazji można :)
UsuńBrawo Ola 👏
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńBrawo :D chętnie sama podejmę wyzwanie, w końcu do lata coraz mniej czasu :D
OdpowiedzUsuńPolecam :) Na prawdę warto :) A lato zbliża się wielkimi krokami :D
UsuńGratuluję! Ja zaczęłam ćwiczyć z Chodakowską, i liczę na tak samo dobre efekty ;)
OdpowiedzUsuńMnie Chodakowska szybko zniechęciła. Za długo i zbyt męcząco. Z Mel B jest dużo przyjemniej :)
UsuńĆwiczenia z mel b na biust to chodzi o te na klatke piersiową i plecy? bo tylko takie znalazłam na youtubie?
OdpowiedzUsuńDokładnie o te :)
UsuńJa właśnie zaczęłam ćwiczyć z Mel B na pośladki i brzuch :D
OdpowiedzUsuńStrasznie polubiłam te ćwiczenia na pośladki :)
UsuńA ja tak ćwiczę już 3 lata :) Ja jendak wolę Ewkę :)
OdpowiedzUsuńGratuluje samozaparcia :)
UsuńCzy wykonujesz dodatkowo do tego rozgrzewkę i ćw. rozciągające?
OdpowiedzUsuńWiem, że to złe, ale nie ;)
Usuń