02 listopada

Bielenda - peeling gruboziarnisty i maska z zielonej glinki - do cery tłustej i mieszanej

Jeśli borykacie się z problemem tłustej skóry, wasza strefa T przetłuszcza się niemiłosiernie i żaden produkt nie jest w stanie ujarzmić jej na dłużej, mam coś dla Was. Pokaże Wam dwa kroki, w kierunku świetnego oczyszczenia skóry tłustej i mieszanej (są dostępne glinki w różnych kolorach, również do innych typów cery). Na produkt ten trafiłam w sumie przypadkiem, całkiem niedawno, kiedy to rozpoczęła się moja miłość do wszelkiego rodzaju peelingów i masek. Wstyd się przyznać, ale do niedawna baaardzo zaniedbywałam się w tej kwestii. Od kiedy regularnie używam tego typu produktów, moja skóra ma się dużo lepiej i zdecydowanie bardziej współpracuje z kosmetykami :) Dziś więc opowiem Wam o produkcie, który pokochałam już od pierwszego użycia. A w zasadzie zaraz po tym, jak zobaczyłam co on robi z moją skórą :) Jeśli jesteście ciekawe, to zapraszam dalej :) 

Jestem nieszczęśliwą posiadaczką cery tłustej, dlatego staram się za wszelką cenę znaleźć jakiś cudowny środek, który choć trochę przytrzyma moje sebum w ryzach. Podkłady i pudry matujące działają jedynie kilka godzin, a popołudniu moja strefa T znów ohydnie błyszczy. Dlatego ciągle szukam, szukam i szukam czegoś, co mi pomoże. I w taki właśnie sposób trafiłam na ten oczyszczający zabieg w dwóch krokach :)

Zacznę od samego opakowania. Produkt sprzedawany jest w jednorazowych saszetkach, czyli w jednym opakowaniu znajdziemy 'porcję' peelingu i 'porcję' maski. Rozwiązanie to dla jednych jest świetne, a dla innych nieekonomiczne. Ja należę do tej pierwszej grupy, bo bardzo lubię tego typu produkty w małych opakowaniach. Dzięki temu mogę testować różne opcje, a jeśli się u mnie nie sprawdzą, nie mam poczucia pieniędzy wyrzuconych w błoto. Wolę też kupić mniejszy produkt za kilka złotych, niż jednorazowo wydać większą sumę na duże opakowanie (choć na pewno byłoby to bardziej ekonomiczne). 

Dla bardziej obeznanych wrzucam zdjęcie składu. Ja jeszcze nie nauczyłam się go rozszyfrowywać :)

Co obiecuje producent?

 I w przeciwieństwie do obietnic przedwyborczych, te są w większości spełnione :)

Peeling ma żelową formułę, zawierającą dosyć grube ziarenka. Bardzo fajnie usuwa martwy naskórek. Skóra po jego użyciu jest wyraźnie gładsza. Czuć też to oczyszczenie, bo od razu ogarnia mnie uczucie takiej lekkości i świeżości na twarzy. Skóra jest po nim absolutnie przygotowana do nałożenia maski. Nie wiem czy ten sam, ale niemal identycznie działający peeling można kupić też solo (bez maski) - w dwupaku. Lubię go używać też pod inne maseczki czy serum. Mówię o Peelingu gruboziarnistym również z Bielendy, o którym pisałam w tym poście -> KLIK.

Maska jest dość gęstą, 'glinianą' mazią w kolorze pastelowej zieleni ( jak to na zieloną glinkę przystało) :) Rozprowadza się ją na twarzy bardzo wygodnie. Po chwili od nałożenia czuć, że zastyga na twarzy. Po 5 minutach pojawia się uczucie 'ściągania' skóry. Tak wygląda na twarzy po kilku minutach po nałożeniu, jak już zaczęła zastygać. 


Po 10 minutach zmywam ją ciepłą wodą. Niestety to jest najmniej przyjemna część całego procesu, bo zmyć jest ją okropnie trudno. Trzeba się dobrze namęczyć, żeby zlikwidować plamki zieleni :D Ja najpierw dobrze moczę całą twarz, czekam chwilę aż całość namięknie, a następnie powoli zabieram się za ścieranie jej z twarzy. Zachód ze zmywaniem jest tego wart, bo efekt jaki maska daje, jest na prawdę świetny. Pory stają się mniej widoczne, skóra czuć, że jest oczyszczona, wygląda świeżo i promiennie. Jednak najważniejszy dla mnie jest jej wpływ na moje sebum. W tej kwestii jestem najbardziej zadowolona, bo świecenie skóry po użyciu tego duetu nie pojawia się już tak szybko. Przez najbliższe 2-3 dni nie przetłuszcza się ona już tak szybko, więc mat na twarzy utrzymuje mi się o wiele dłużej. Z efektu tego jestem baaardzo zadowolona, bo jak dotąd jeszcze żadna maska nie zdziałała dla mnie aż tyle :)

Ani peeling ani maska mnie nie uczulają, ani nie powodują podrażnień. Cały 'zabieg' wykonuje się prosto i szybko, zajmuje mi to nie więcej niż 15 minut. Dodatkowo mnie to cieszy, bo ja wiecznie zapracowana jestem i rzadko mam nadmiar wolnego czasu :)

Cenę widzicie na opakowaniu. Jest to niecałe 3 zł - w drogerii Sekret Urody. Produkt ten można kupić w większości drogerii, a nawet w Kauflandzie (to tam natknęłam się na niego po raz pierwszy). W zależności od miejsca, ceny są różne i potrafią się wahać nawet o kilka złotych (znalazłam go gdzieś nawet za prawie 5 zł!), dlatego proponuje sprawdzić w kilku miejscach i po prostu kupować tam, gdzie macie najtaniej :)

Jeśli więc, tak jak ja, borykacie się z problemem tłustej cery lub przetłuszczającej się strefy T, to koniecznie wypróbujcie ten duet. Zwłaszcza, że opakowanie jest tylko na jedno użycie, jest tanie i jeśli Wam się nie sprawdzi, to po prostu nie kupicie go ponownie :) 

Są też inne kolory glinek, do różnych rodzajów cery. Niestety nie mam pojęcia ja działają, bo nie mam ich na kim wypróbować. Ale jeśli używałyście którejś z nich to koniecznie napiszcie mi jak się spisały, bo jestem tego ogromnie ciekawa :)

Pozdrawiam,



6 komentarzy:

Copyright © 2016 Malowane Oczy , Blogger