21 lutego

Top 10 kosmetyków... - #2 Maybelline the Colossal Volum Express Mascara

       Drugi z serii 10 kosmetyków, które zabrałabym na bezludną wyspę. Jest nim maskara od maybelline. Próbowałam większości tuszy tej firmy, ale jedynie ten przypadł mi do gustu. Pozostałym zawsze "coś" brakowało. Dlaczego maskara na drugim miejscu? Bo jak nie mam czasu to całym moim makijażem bywa jedynie tusz na rzęsach. A nawet jeśli namaluje nie wiadomo jakie cuda na powiece cieniami, to bez tuszu makijaż wydaje się jakby niedokończony. Stąd druga pozycja, bo tusz do rzęs uważam w makijażu za niezastąpiony zarówno na co dzień jak i na wieczór. U większości blogerek, wszystkie piękne makijaże dopełniają sztuczne rzęsy. Ja niestety nie potrafię ich przykleić. Próbowałam wiele razy, ale za każdym razem wychodzi klapa. Obiecuję, że będę się tego uczyć i próbować. Mam nadzieję, że w końcu pojmę tą zacną sztukę, która na prawdę potrafi upiększyć ostateczny look :) Ale przejdźmy do rzeczy. Mój namber tuu, czyli...
 
        2.  Maybelline the Colossal Volum Express Mascara




... czyli mascara, która budzi sprzeczne odczucia u różnych użytkowniczek. Jedne ją kochają, inne wręcz przeciwnie. Maybelline the Colossal Volume Express. Dla mnie jest perełką. Moje rzęsy, które są słabe, krótkie i cienkie, a dodatkowo wcale nie podkręcone, wymagają od maskary wielofunkcyjności. Dzięki niej nie wyglądają jak „nogi motyla”, ale są grube i wyglądają na sporo dłuższe. Żaden inny tusz do rzęs, który do tej pory używałam, nie dawał mi aż tak zadowalającego efektu. Przy jednej warstwie tuszu, rzęsy są wydłużone i pogrubione, ale wyglądają naturalnie i delikatnie. A jeśli odczekamy chwilę, rozczeszemy i nałożymy drugą warstwę, rzęsy nabierają dużo większej objętości i są jeszcze dłuższe. Nie są przy tym posklejane i nadal wyglądają naturalnie. Niektórych odstrasza gruba, tradycyjna szczoteczka, która może brudzić powiekę jeśli maluje się nią nieumiejętnie, ale przy odrobinie wprawy zostaje tylko i wyłącznie na rzęsach. Jedyne, co mogę jej zarzucić to brak podkręcenia, co przy moich rzęsach nie jest zbyt fajne. Ale na ogół sprawę załatwia zalotka, więc i ten problem da się ominąć :)
 Dla mnie ogromnym plusem jest to, że to mascara nie do zdarcia. Uparcie trzyma się rzęs póki nie potraktuje się jej dobrym płynem do demakijażu, najlepiej jakimś dwufazowym, bo niektóre micele nie dają rady. Zwykle jestem w pracy po 12-13 godzin, więc staram się szukać takich kosmetyków, by nie musieć robić poprawek w ciągu dnia. I ta mascara właśnie do takich kosmetyków należy. Próbowałam tez innych tuszy od maybelline, ale tylko ten skradł moje serce.



Plusy:
- wodoodporna
- nie kruszy się
- nie odbija się na powiece
- wydłuża i pogrubia rzęsy
- trzyma się na oczach aż do zmycia, bez najmniejszych ubytków

Minusy:
- dość spora szczoteczka, operowanie którą wymaga wprawy i precyzji, w przeciwnym razie można sobie popsuć wykonany wcześniej makijaż
- słabo podkręca rzęsy, są podkręcone przez chwilę, ale szybko z powrotem opadają

       Cena: regularna cena to nieco ponad 30 zł., ale niemal zawsze można ją gdzieś znaleźć w promocji za niecałe 20 zł (często w drogeriach Natura) i właśnie  tej cenie zawsze ją kupuję. 

Efekt na oczach

Ktoś używa tej maskary? Co o niej myślicie? Lubicie czy raczej wręcz przeciwnie? :) Podzielcie się odczuciami :)

Pozdrawiam,
Ola

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Malowane Oczy , Blogger